W zeszłym miesiącu na polskim rynku wydawniczym ukazała się kolejna książka dotycząca Ameryki Łacińskiej. Tym razem jest to reportaż dotyczący Kuby i historii ludzi związanych ze współczesną historią tej wyspy. W moich planach podróżniczych Kuba rysuje się coraz wyraźniej, tym samym ochoczo przystąpiłem do lektury.
Karaibskie wydarzenia lat 50-tych XX wieku odcisnęły piętno na Kubie po dzień dzisiejszy. Przeprowadzona przez Fidela Castro komunistyczna rewolucja ustaliła kształt polityki na tropikalnej wyspie, decydując o życiu i losach setek tysięcy ludzi, dla których we wprowadzonym systemie miejsce nie zostało przewidziane. Beneficjenci poprzedniego ustroju, czyli tzw. „wrogowie rewolucji”, uciśnieni i pozbawieni podstawowych praw człowieka zmuszeni zostali szukać godnego życia poza wyspą. Ze względu na położenie geograficzne Kubańczycy bardzo często szukali nowego życia u przyjaciela starego systemu, czyli w Stanach Zjednoczonych, a mówiąc bardziej precyzyjnie w położonym w stanie Floryda mieście Miami.
Kubę od Florydy (a dokładniej wysuniętego na południe archipelagu Florida Keys) dzieli zaledwie 150 kilometrów. Dla niezaznajomionego z historią czytelnika szokującym może być fakt, że dystans ten często pokonywano na własnoręcznie zrobionych, prowizorycznych tratwach. Jeszcze większym zaskoczeniem może być to, że USA (czyli dawny kubański przyjaciel), takich uciekinierów gościnnie przyjmował, o ile oczywiście byli w stanie oni o własnych siłach „suchą stopą” stanąć na amerykańskim lądzie (tak przynajmniej jeszcze do niedawna głosiło prawo chroniące „przeciwników rewolucji”). Tym samym nie powinno nikogo dziwić, że dzisiejsze Miami zdominowane jest przez latynosów kubańskiego pochodzenia (70% całej populacji miasta to Latynosi, z czego dwie trzecie to Kubańczycy i ich potomkowie), a język hiszpański jest w powszechnym użyciu, do tego nawet stopnia, że sklepowi ekspedienci posługują się nim w pierwszej kolejności.
Joanna Szyndler, autorka „Kuba – Miami, Ucieczki i powroty”, w swoim reportażu podjęła się prześledzenia losów kubańskich uciekinierów. W książce znajdziemy wiele historii osób, które wyjechały do Miami na stałe, oraz takich które wróciły, gdyż nie mogły się odnaleźć w nowym miejscu. W trakcie lektury poznamy realia zarówno życia na wyspie jak i historie ucieczek, czy to drogą morską (np. własnoręcznie zrobioną tratwą ze styropianu czy porwanym statkiem bandery kubańskiej), czy zupełnie dookoła, bo np. przez Ekwador lub Meksyk. Reportaż bogaty jest w opisy świata latynoskiego socjalizmu, którego absurdy sprowadzają karaibską codzienność do inwigilacji, zasadniczych braków w zaopatrzeniu czy zacofania technologicznego (jakim jest np. limitowany internet, z którego najłatwiej korzystać w parkach przez karty zdrapki, a podłączenie domowego komputera wiąże się z ogromnymi kosztami i niepokojącym zainteresowaniem władz). Opis kubańskiego świata nie kończy się jednak tutaj, bo autorka wybrała się również do Miami, gdzie w dzielnicy „Mała Hawana” obserwuje zupełnie nie przypominający już Kuby świat karaibskich imigrantów.
Książka wydana została w twardej oprawie, a treść reportażu uzupełniają pełnostronicowe, czarno białe fotografie oraz mapka regionu. Licząca ponad 300 stron pozycja została podzielona na 34 krótkie rozdziały, co czyni ją lekturą łatwą i przyjemną, nawet na szybki i niezobowiązujący kwadrans. Przytoczone przez autorkę opowieści wciągają, a po skończonym rozdziale może się okazać, że zapragniemy pozostać przy książce na dłużej. Najciekawszym dla mnie aspektem książki jest fakt, że zawarte w niej reportaże i wywiady dotyczą głównie zwykłych ludzi, czytelnik zatem z pewnością znajdzie pewien punkt odniesienia, bo historie dotyczą rodziny, bliskich, dnia codziennego, czy choćby planowania przyszłości, a ta niestety dla dużej części Kubańczyków łatwa i oczywista nie była.
Z książką miałem zapoznać się dzięki uprzejmości Wydawnictwa Poznańskiego.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.