Mato Grosso, mityczna kraina poszukiwaczy złota, przygód, awanturników, uciekinierów, łowców i miłośników natury.
Zaledwie trzydzieści kilometrów na północ znajduje się park narodowy „Chapada dos Guimaraes”, ostatni przystanek na mojej trasie przez „trzy chapady” (chapada to formacja górska z rozległymi wierzchołkami w kształcie płaskiego stołu). Do parku narodowego prowadzi kręta szosa wijąca się przez przepiękny górski kanion, którego ściany mienią się bogatą w żelazo czerwienią.
Tego dnia postanowiłem zwiedzić park z perspektywy rowerowego siodełka. Zacząłem w położonej na wysokości jednego kilometra nad poziomem morza miejscowości Chapada dos Guimaraes, żeby przez kolejne 60 kilometrów zjazdu w dół do Cuiaby delektować się brazylijskim cudem natury. Gdzieś po pół godziny drogi zatrzymałem się w punkcie widokowym przy wodospadzie Veu de Noiva. Zachwycony widokiem chłonąłem przestrzeń przede mną, gdy nagle w oddali usłyszałem szelest skrzydeł ogromnych, przepięknych, czerwono-niebieskich papug. Zjednoczone duecie, niczym wieczni kochankowie, papugi przemierzyły kanion pozostawiając po sobie to wyjątkowe uczucie kontaktu z energią stworzenia. W trakcie siedmiu wizyt w Ameryce Południowej dzikie papugi spotkałem tylko trzy razy: podczas podróży statkiem wgłąb lasu deszczowego w Boliwii, następnie gdzieś na północnym-wschodzie Brazylii w stanie Ceara i teraz. Za każdym razem leciały w parach, skrzydło w skrzydło, majestatycznie i dostojnie.
Mato Grosso, kiedyś dzikie i praktycznie odcięte od reszty Brazylii, dziś jest ważnym punktem na mapie tego ogromnego kraju. Dynamicznie rozwijające się, półmilionowe miasto z daleka barwi horyzont bielą drapaczy chmur. Białe są nie tylko budynki, ale i ludzie. O ile północ Brazylii została mocno naznaczona przez czasy niewolnictwa to centralny-wschód, pierwotnie zamieszkany przez rdzennych, w dużej mierze zaludniony został przez przedsiębiorczych farmerów z białego południa: stanów Rio Grande do Sul, Santa Catarina i Parana. Gdzieniegdzie w Cuiabie nadal można spotkać potomków Indian, wysokich i dumnych, długowłosych mężczyzn o alegorycznej czerwonej skórze, jednak w dzisiejszych czasach to zdecydowanie biali zdominowali stolicę stanu Mato Grosso.
Cuiaba jest miastem bogatym, ale w porównaniu do reszty kraju niespecjalnie drogim. Po zmroku na ulicach nie ma już nikogo, bo większość porusza się samochodami. Również i w ciągu dnia przechodnie należą do rzadkości, a przekraczanie ruchliwych ulic potrafi wystawić cierpliwość śmiałka na próbę.
Rozrywki nocne w Cuiabie potrafią zaskoczyć. Jeden z najlepszych barów z muzyką rockową na żywo od swoich klientów wymaga rejestracji. Po zrobieniu zdjęcia i zeskanowaniu odciska kciuka klient otrzymuję kartę, na którą naliczany jest rachunek. Przy każdej wizycie w barze barman dopisuje do wirtualnego rachunku należność, a opłata regulowana jest jednorazowo przy wyjściu.
Do czego potrzebny jest odcisk palca? Okazuje się, że bramka wyjściowa aktywowana jest właśnie odciskiem kciuka powiązanym z rachunkiem klienta. W przypadku nieuregulowania należności imprezowicz zostanie po prostu cofnięty do kasy.
Organizacja na tak zaskakującym poziomie pozwala na usprawnieniu pracy barmanów i ograniczeniu kolejek, a w dalszej perspektywie zapewne i analizie zachowania klienta przez cyfrowe śledzenie jego aktywność w trakcie wieczoru.
Wizyta w brazylijskim barze rockowym to jednak historia sama w sobie. Bar zbudowany został ze starych kontenerów, jego wnętrze jest klimatyzowane, a umieszczone pod gołym niebem patio przeznaczone zostało na przestrzeń ze stolikami. Danego wieczoru grają dwie lub trzy grupy, z czego umiejętności muzyków są zazwyczaj na bardzo wysokim poziomie. Ku uciesze rozgrzanego tłumu ze wzmacniaczy wydobywają się dźwięki tutejszych klasyków. Imprezowy efekt potęguje specjalnie skonstruowany parkiet, który osadzony jest na sprężynującym zawieszeniu. Tym samym skacząca na drewnianych deskach publiczność ma wrażenie, że cała knajpa kołysze się w rytm imprezy. Patrząc na tak zaawansowaną inżynierię doświadczeń rodem z XXI wieku trudno oprzeć się wrażeniu, że Brazylia, jako kraj rozwijający się w wielu dziedzinach wyprzedza Polskę.
Ożywiony basista nie przerywając gry zeskakuje ze sceny na parkiet, a ja w międzyczasie robię sobie z nim zdjęcie. Zaraz po tym wokalista zaczyna growling, a cała grupa gra kilka taktów deathmetallowego klasyka. Publiczność wariuje, ale na tym show się kończy.
Mato Grosso jest stanem rolniczym, z którego rozjeżdżają się na wszelkie strony Brazylii wypakowane soją ciężarówki. Dla lokalnego rolnictwa soja ma decydujące znaczenie, stanowi ona bowiem 80% eksportu. W Brazylii jest on stosowana głównie jako pokarm dla hodowanego na masową skalę bydła. Modyfikowana genetycznie i traktowana pestycydami monokultura jest efektywna w krótkim terminie, w dalszej perspektywie jednak niesie ona za sobą konsekwencje. Niewielu jednak przejmuje się dalekosiężnymi skutkami ubocznymi, w grę wchodzą bowiem fortuny.
Cuiaba jest jednym z najgorętszych miast, jakie przyszło mi odwiedzić. Być może niektóre miejsca w Amazonii mogłyby z nią konkurować, jednak tutaj czynnikiem znacznie zwiększającym wrażenie upału jest brak wiatru. Przebywając w nie klimatyzowanej przestrzeni ma się wrażenie, że ciężkie i wilgotne powietrze przejmuje nad człowiekiem kontrolę. Dla kontrastu warto nadmienić, że tutejsza wysoko rozwinięta i bogata kultura nakazuje mieszkańcom ubierać się „przyzwoicie”, tzn. w długie spodnie i buty zakrywające całą stopę. Nie ma tutaj miejsca na krótkie spodenki i klapki jak na wybrzeżu (na którym w dodatku jest relatywnie chłodniej). Jak radzą sobie więc mieszkańcy Cuiaby? Prawie wszystkie samochody są tutaj wyposażone w klimatyzację, ci bogatsi mieszkańcy mają klimatyzację w domach i miejscach pracy, zatem ich przebywanie w ciągu dniach w upalnym i parnym mieście sprowadza się jedynie do wejścia i wyjścia z samochodu.
Nie Chapada dos Guimaraes jest jednak najważniejszą atrakcją turystyczną Mato Grosso. To Pantanal, rozległe mokradła, stanowią główny przystanek wielu miłośników natury. Szczyt sezonu przypada na miesiące od maja do października, kiedy to w regionie panuje susza, a dzikie zwierzęta koncentrują się wokół mniej licznych w tym czasie wodopojów. Główną atrakcją Pantanalu są pumy i jaguary, które można obserwować w środowisku naturalnym. Wycieczki organizowane przez doświadczonych przewodników zabierają turystów w uczęszczane przez duże koty miejsca, a spotkania z dzikimi zwierzętami nie należą do rzadkości.
W hostelu, w którym zatrzymałem się na tydzień, młody recepcjonista Erik częstuje mnie guaraną. Wędzone nad dymem przez wiele miesięcy i sprasowane w formie kiełbaski owoce należy zetrzeć na tarce i zmieszać z wodą. Guarana zawiera kofeinę, a jej spożycie towarzyszyło pierwotnym mieszkańcom od tysięcy lat, ułatwiając ciężką pracę w objęciach bezlitosnego słońca. To Mato Grosso, samo serce Ameryki Południowej, ostatnia granica przed Amazonią, gdzie na potańcówkach króluje sertanejo (czyt. sertaneżo), muzyka farmerów i nowobogackich. Dawno przebrzmiałe strzały dwururek odbijają się echem już tylko w starych książkach. To czasy bogatych „fazenderos” (z portugalskiego fazenda, czyli farma) w ogromnych SUVach, którzy już dawno wycięli większość lasów zamieniając je na pastwiska i pola uprawne.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.